Wyspa zaginionych – recenzja

Maria z synkiem Diego podczas wakacji płyną promem na malowniczą wyspę. Niestety podczas snu matki malec ginie, rozpoczynają się przeszukiwania statku. Ślad po dziecku ginie. Zrozpaczona Maria powraca do miasta, po pewnym czasie wraca zidentyfikować rzekome zwłoki Diego.
Przez cały czas czuć dziwną atmosferę, trochę klaustrofobiczną. Matka przeprowadza własne śledztwo wplątując się coraz bardziej w spiralę szaleństwa. Szkoda jednak, że już w połowie filmu można przeczuwać jak się on skończy – to nie najlepiej świadczy o „zagmatwaniu”, które powinno towarzyszyć takiej produkcji.
Wszystko wygląda tak, jakby scenarzysta miał pomysł na około czterdzieści minuty. Reszta to po prostu przedłużanie do minimum produkcji zwanej pełnometrażową – za dużo pustych scen. Fakt tworzą one klimat znany z kina europejskiego, ale jakoś nie pasuje on do całości tego komercyjnego, z założenia, produktu. Trochę jakby na siłę pojawiły się symboliczne sceny nieudanie podnoszące rangę tej produkcji.
Jeśli warto obejrzeć ten film, to głownie dla zdjęć. Ładnie prezentują się szczególnie podwodne ujęcia. „Wyspa zaginionych” to przeciętny thriller, który niedługo będzie można obejrzeć na DVD. Do tego czasu można poczekać.
Film warty obejrzenia