Shrek Forever – recenzja

Zdaje się, że przerobiono już wszystkie możliwe wątki tej historii: wspólnie przeżywaliśmy zauroczenie, miłość Shreka i Fiony, był ślub, były wypadki nie pozwalające do niego doprowadzić. Były i dzieciaki. Sielanka zgodna z wszelkimi prawami gatunku. W ostatniej części przyszedł czas na codzienność, czyli pranie, sprzątanie, gotowanie i zmęczenie sobą. Jest czas, by pokrzyczeć na siebie nawzajem.
Shrek akurat zaczyna przechodzić kryzys wieku średniego, którego apogeum osiąga w pierwszą rocznicę narodzin swoich trojaczków. Wtedy też dowiaduje się prawdy wyśpiewywanej w piosenkach od zawsze – trzeba uważać na to, jakie życzenia wypowiadasz, bo mogą się one spełnić. Jego niestety spełnia się, i aby odzyskać swoje dawne, niedoceniane dotąd życie musi jeszcze raz rozkochać w sobie własną żonę. Zadanie zgoła nietrudne, jednak co ma zrobić, skoro nikt go nie poznaje, a Fiona stała się twardą i niedostępną wojowniczką?
Gwarantowany happy end, tak charakterystyczny dla tego typu produkcji sprawia, że jest ona skierowana w zasadzie do każdego: milusińscy jeszcze raz pośmieją się z Osłem, a dorośli zrozumieją kawał nt. kredytów konsolidacyjnych. A humoru nigdy przecież nie odmawiało się tej serii.
Jest to dobra propozycja na upalne, letnie wieczory i lipcowe randki. Nie wymagające, o ambicji raczej trudno tu mówić… łatwe, proste i przyjemne. To chyba najlepsze określenie. Na taki też odbiór trzeba się nastawić.
{jumi [media/reklama.htm]}