Piksele – recenzja

Dalej mamy pracownika bliżej nieokreślonej firmy, który musi zmagać się z marudzącą, ciężarną żoną, a także z Japończykiem, którym ma się opiekować podczas jego pobytu w Warszawie. Obywatel z dalekiej Azji trafia przypadkiem do izby wytrzeźwień. Nasz bohater podziela jego los i aby opuścić gościnne mury przed czasem, musi wygrać z sanitariuszami w „FIFĘ”. Wespół z Japończykiem wygrywa nie tylko wolność, ale i telefon.
Trzeci epizod to historia dwóch młodych oprychów próbujących dokonać rabunku w mieszkaniu starszej pani. Nie dość, że panowie nie znajdują pieniędzy i złota, to jeszcze doświadczona przez los staruszka nie daje się zastraszyć. W końcu jeden z chłopców o wdzięcznej ksywce „Pasztet” zaczyna rozumieć swój błąd i przechodzi na jasną stronę mocy. W ramach rekompensaty za poniesione straty wandal oferuje robienie zakupów i daje babci komórkę z aparatem.
No i nowelka czwarta. Młoda dziewczyna (Bołądź) spóźnia się z Londynu na pogrzeb swojego dziadka, bohatera powstania warszawskiego. W mieszkaniu zmarłego zaczynają dziać się tajemnicze rzeczy – głuche telefony, spadające ze ścian zdjęcia. Wnuczka, jej przyjaciółka oraz staruszka z poprzedniej historyjki (sąsiadka weterana powstania) podejrzewają, że starszy pan nie bardzo radzi sobie z przejściem na tamten świat. W dodatku wychodzi na jaw, że kazał włożyć sobie do trumny telefon komórkowy…
Kino mamy więc wielobarwne. Trochę tu komedii, trochę dramatu, jest nawet finał historii o powstańcu rodem z Archiwum X. Konwencja i plastyki zupełnie różne, podobnie jak i poziom filmików. Nowelka pierwsza jest oparta na głupich stereotypach dotyczących działalności brukowców i jest zupełnie pozbawiona sensu. Historia o obywatelu Kraju Kwitnącej Wiśni w izbie wytrzeźwień jest absurdalna, ale widać już jakieś przebłyski (świetny dialog Mariana Opani i Zofii Merle o próbach samobójczych).
Trzecia opowiastka to ciekawy mezalians chamstwa i gruboskórności młodych oprychów ze szlachetnością i mądrością pokolenia naszych dziadków. Puenta jest chyba najmocniejszym elementem tej części. W czwartej odsłonie mamy mix wątków do przemycenia (historia miłości dwój kobiet, powstanie warszawskie, zarobkowe emigracje na Wyspy plus miłość wnuczki do dziadka). Na szczęście, powstały w ten sposób bigos jest w miarę smaczny (brawo dla Andrzeja Grabowskiego w roli grabarza).
Fabuła miała pokazać Polaków w pigułce. Twórcom jednak nie bardzo wyszło – tytułowe piksele z aparatu komórkowego wiążą etiudy na słowo honoru, a ich poziom jest tak zróżnicowany, że nie stanowią spójnej mozaiki. A szkoda, bo pomysł był dobry.
a zalet zadnych;/? dla mnie byl to lepszy flm jaki widzialem ostatnio z tych polskich, poza tym rezyser debiutujacy wiec moze troche lzej oceniaj. pomysl z telefonem niezly, aktorzy dobrzy.