Nine – Dziewięć – recenzja

Głównym bohaterem filmu jest Guido (Daniel Day Lewis)– przeżywający kryzys twórczy reżyser i scenarzysta. Wokół niego widzimy kobiety – wszystkie mające na niego ogromny wpływ. Bohaterki jego marzeń, muzy: żona (Marion Cotilliard), kochanka (Penelope Cruz), prostytutka (Fergie), dziennikarka (Kate Hudson), gwiazda filmowa (Nicole Kidman), matka (Sophia Loren) i przyjaciółka (Judi Dench). Choć Guido jest niezwykle znanym i cenionym reżyserem o wielkim autorytecie w branży (nie licząc ostatnich potknięć filmowych, które można złożyć na karb ogarniającego go kryzysu), to właśnie kobiety rządzą jego światem. Dopóki sobie tego nie uświadomi, nie uporządkuje swoich uczuć i myśli nie będzie mógł tworzyć. I choć terminy go gonią, nie będzie potrafił napisać ani jednego zdania scenariusza do filmu, którego realizacji się podjął.
Nie każdy lubi musicale – nie każdy potrafi wczuć się w ich klimat. Gdy bohaterowie nagle przerywają rozmowę po to, żeby zacząć śpiewać i tańczyć wyuczoną choreografię. Tutaj piosenki zostały zgrabnie wplecione w marzenia Guida. Niestety nie zachwycają, spowalniają jedynie akcję, która i tak nie jest bardzo wciągająca.
Nie do końca zrozumiałe są także powody wybrania takich a nie innych aktorek, jako odtwórczyń ról kobiecych. Marion Cotilliard wygląda rzeczywiście pięknie, stworzyła poruszający obraz, przypomina Audrey Hepburn, albo Giuliettę Masiny. Ale Penelope Cruz nie sprostała już wymaganiom. Mimo starań, nie jest ani kusząca, ani interesująca. Nicole Kidman wydaje się być trochę za stara, zwłaszcza, że nie ma posągowej urody, której oczekiwalibyśmy od muzy. Piosenka Fergie jest chyba najlepszą (trudno się dziwić, jako jedyna z pań zajmuje się śpiewem na co dzień), Kate Hudson natomiast jest kiepską podróbką Jennifer Lopez. Sophia Loren jest nieco sztywna i mało naturalna, mówi jednak po włosku – w języku głównego bohatera. Judi Dench wypadła dość dobrze, nawet jako śpiewaczka francuskiego kabaretu, jak ją sobie wyobraża Guido. Ten ostatni, grany przez Daniela Day Lewisa jest na szczęście postacią ciekawą, aktor bardzo dobrze oddaje charakter włoskiego reżysera – „szorstkiego”, wiecznie w ciemnych okularach, z papierosem i wymiętej koszuli – niczym bohater „Osiem i pół” Felliniego.
hmm ja już mówiłem wcześniej, że Marion Cotilliard jest z tej grupy najładniejsza 😉