Marmaduke – recenzja

„Marmaduke” to przykład klasycznej amerykańskiej komedii przetransformowanej w opowieść o dogu. Rodzina wraz z psem przeprowadza się z Kansas do Kalifornii. Ponieważ jest on „nowym”, musi się zaaklimatyzować, pokazać na co go stać. W dodatku zakochuje się w suczce, która spotyka się z „samcem alfa”. Niczym opowiastka o trudach dojrzewania w collage’u, ale w ciut odnowionej formie.
Powiem szczerze, film mnie nie zachwycił. Wydaje się, że autorzy mieli jedynie szczątkowe pomysły – weźmiemy niezdarnego, gigantycznego doga,. Przy pomocy efektów komputerowych będzie on rozmawiał i bawił się z innymi. Co jakiś czas dodamy „pierdzenie”, „załatwianie się”.. i tyle. Z drugiej strony produkcja ta jest skierowana dla dzieci, które z obserwacji bawiły się na „Marmaduke” wyśmienicie.
Jeśli chcecie zabrać pociechy na ten film , możecie. Jednak nie spodziewajcie się fajerwerków. To mało skomplikowana komedyjka, z elementami humoru często z poziomu „-1”. Bez żadnych walorów wychowawczych. Na waszym miejscu wybrałbym wypożyczenie „Babe, świnki z klasą”. Dziś takich filmów już się nie robi, a szkoda, bo to niezwykle mądra opowiastka dla całej rodziny (Babe, nie Marmaduke – oczywiście).
„Babe, świnka z klasą” to mistrzostwo, wiadomo. Poprzeczka nie do przeskoczenia.