Kick Ass – recenzja

Oczywiście nie posiada żadnych supermocy, toteż dość szybko znajduje się w szpitalu, jednak nie zraża się tym. Z czasem staje się idolem nastolatków i odkrywa, że nie tylko on jest jedynym zamaskowanym mścicielem w mieście.
Kick Ass to pełna akcji komedia, w której trup słania się często. Z jednej strony mamy tu trochę z American Pie, a trochę z Batmana. Wszystko to zgrabnie połączono, dodano niezłe efekty i ujęcia (szczególnie walk) i „podsypano” niezłą muzyką. Reżyser „Gwiezdnego pyłu”, Matthew Vaughn, tym razem mierzy i zapożycza z konwencji powieści o superbohaterach i zderza je z rzeczywistością. Dość brutalnie zmierza, zważywszy że film rozpoczyna sekwencja nieudanego lotu jednego z zamaskowanych mścicieli, ale dosypuje do tego humor (wbrew informacji na plakacie bohaterowie wcale „nie rzucają mięsem” w polskiej wersji z napisami, można jedynie wsłuchiwać się w oryginalne dialogi), wiec całość odbiera się mocno „nie na serio”.
Kick Ass jest rozrywką raczej dla starszych, którzy chcą się rozluźnić. Za dużo w filmie krwi, rozrywanych ciał. Trochę wygląda to jak na popową wersję Kill Billa dla starszej młodzieży. Poza kilkoma scenami obraz nie nudzi się. Czy warto pójść na Kick Ass do kina? Z braku innych nowości można. Na koniec dodam, że Kick Ass to ekranizacja komiksu pod tym samym tytułem.
Poprawcie to. Jak to „stał się FANEM nastolatków”? chyba idolem?
[quote name=”Marta”]Poprawcie to. Jak to „stał się FANEM nastolatków”? chyba idolem?[/quote]
hehehe Bałek ale wtopa ;D