Jutro będziemy szczęśliwi – recenzja
„Jutro będziemy szczęśliwi” to francuski remake meksykańskiego filmu z 2013 roku: „Instrukcji nie załączono”. W wersji Hugona Gélina, głównym bohaterem jest Samuel (Omar Sy) – niefrasobliwy, wyznający eudajmonizm bawidamek, który zarabia na życie wynajmując bogatym turystom luksusowe jachty. Idylliczną egzystencję na Francuskiej Riwierze przerywa pojawienie się Kristin (Clémence Poésy). Kobieta wręcza mu owoc jednonocnej przygody i ucieka, pozostawiając mężczyznę z, większym niż zawiniątko, problemem. Przerażony perspektywą zmiany stylu życia i wzięcia za nie odpowiedzialności, rusza za rachityczną blondynką do Wielkiej Brytanii. Rozpoczyna się pierwszy dzień Samula w roli ojca.
„Jutro będziemy szczęśliwi” to film składający się z wielu skrajności oraz ckliwych i mało realistycznych scen. Duża dawka komedii przeplata się ze szczyptą dramatu, która ewoluując na koniec filmu, może doprowadzić do łez. Gélin porusza wiele wątków, jednak koncentruje się głównie na jednym – relacji samotnego rodzica z dorastającym dzieckiem, co przesłania istotne tematy i unieważnia inne konwencje. Temat samotnego ojcostwa to niewykorzystany potencjał na dobre kino, w tym przypadku zbyt dosłowny scenariusz przedstawiony za pomocą lekkich, przystępnych środków, wywołuje jedynie efekt chaosu i błahych rozwiązań.
Ciekawym akcentem w filmie jest producent filmowy (Antoine Bertrand), homoseksualista z wysublimowanym gustem estetycznym, interesujący się każdym napotkanym mężczyzną. Pomaga głównemu bohaterowi odnaleźć się w nowej sytuacji oraz w wychowaniu dziecka (Gloria Colston). Gloria wyrasta na rezolutną, wiecznie uśmiechniętą, ośmioletnią dziewczynkę, której jednak nie brakuje dziecięcej naiwności.
Pomimo wielu wad, „Jutro będziemy szczęśliwi” to bezpretensjonalne kino o dorastaniu do odpowiedzialności, zmianie życiowych priorytetów, które stara się odpowiedzieć na pytania: Jaka jest definicja rodzica i co stanowi o tym, że ktoś nadaje się na ojca?