
Ile właściwie istnieje prawd? Czy to możliwe, aby każdy miał swoją, a mimo wszystko twierdził, że prawda jest tylko jedna?
Człowiek, jako stworzenie, zdawałoby się, obdarzone inteligencją, uparcie stara się postrzegać świat w sposób tak subiektywny jak to tylko możliwe. Nie przypuszcza niemal nigdy racji innych, a nawet jeśli to nie inaczej jak pozornie, pozbawiony argumentów, zastraszony, czy pragnący wkraść się w łaskę silniejszych.
Dla każdego z nas nie ma innej prawdy niż nasza własna. Sami jesteśmy swoimi najlepszymi psychologami, gdyż i tak, rozmawiając o naszych problemach tak naprawdę nie szukamy w nich fundamentalnych przyczyn, zarzewia powstania sytuacji bez wyjścia, rodzenia się animozji. W rozmowie, konsultacji szukamy jedynie podpowiedzi rozwiązań, które możemy zastosować, nie obwiniając się, zrzucając ewentualne konsekwencje na innych.
Zapominamy czasem o naszym egoizmie i niekiedy rzeczywiście staramy się obserwować świat pozornie obiektywnie, stosując w swych zachowaniach litość, współczucie, czując cheć i potrzebę niesienia pomocy. Zapędzając się jednak w pułapkę własnej obłudy w końcu zauważamy jak bardzo mogliśmy się pomylić.
Pomagamy, gdyż boimy się, że i nam kiedyś, ktoś może nie udzielic pomocy. Litujemy się, bo obawiamy się braku litości w stosunku do nas, gdy sami nie będziemy mogli poradzić sobie z życiem. Współczujemy ot, dla poklasku, bo tego własnie się od nas wymaga. Czegoś na pokaz, czegoś subiektywnie szczerego i powszechnie akceptowalnego. Wymaga się od nas „normalności”.
Sadystyczne wręcz ograniczenia, które nakładamy na siebie sami i które nakłada na nas od najmłodszych lat społeczeństwo dają w dorosłym życiu współczesnego człowieka owoc niespełnienia, niedosytu, stłamszenia i frustracji. I… całe szczęście, bo co stałoby się, gdybyśmy poznali ogólną prawdę o sobie?
Gdyby nie ograniczenia moralne, etyczne, kagańce stworzone przez wielowiekowy dorobek filozoficzny, społeczny i kulturalny przez ludzkość sobie samej, nie moglibyśmy nazywac się przecież ludźmi. To właśnie jarzmo wymaganych zachowań, konwenansów i zasad świadczy o naszym humanitaryzmie, o naszym zrozumieniu potrzeby samodoskonalenia, wbrew podstawowym instynktom i wbrew samej naturze.
Coetzee, podobnie jak my, zdaje sobie sprawę z rys, pęknieć, okrutnych wycieków agresji, egoizmu, zezwierzęcenia, tworzących się na tak cienkiej jeszcze skorupie samoograniczeń, otaczającej czarne jądro natury współczesnej ludzkości. Ukazuje implikacje wojny takie, jakimi są. Ukazuje konsekwencje zerwania z przyjętymi normami i głębokie blizny, które pozostawiają one w świadomosci tych, którzy musieli tego zerwania doświadczyć.
„Ciemny kraj” to studium okrucieństw zadawanych nam przez nas samych. Okrucieństw o tyle gorszych od samokontroli i nałożenia na siebie konkretnych barier, o ile tylko jesteśmy sobie w stanie wyobrazić…
Liberate tute me ex infernis.
John Maxwell Coetzee (ur. 1940 w Kapsztadzie) – pisarz południowoafrykański, obecnie obywatel i mieszkaniec Australii, laureat Literackiej Nagrody Nobla (2003). Autor prozy psychologicznej silnie inspirowanej egzystencjalizmem oraz prozą poetycką, nieraz porównywany z Josephem Conradem oraz Gabrielem Garcíą Márquezem. Oprócz Nagrody Nobla, jako pierwszy twórca otrzymał dwukrotnie najbardziej prestiżową nagrodę literacką dla literatury anglojęzycznej, Bookera – w 1985 i 1999.
Człowiek, jako stworzenie, zdawałoby się, obdarzone inteligencją, uparcie stara się
postrzegać świat w sposób tak subiektywny jak to tylko możliwe. Nie przypuszcza
niemal nigdy racji innych, a nawet jeśli to nie inaczej jak pozornie, pozbawiony
argumentów, zastraszony, czy pragnący wkraść się w łaskę silniejszych.
Dla każdego z nas nie ma innej prawdy niż nasza własna. Sami jesteśmy swoimi
najlepszymi psychologami, gdyż i tak, rozmawiając o naszych problemach tak naprawdę
nie szukamy w nich fundamentalnych przyczyn, zarzewia powstania sytuacji bez wyjścia,
rodzenia się animozji. W rozmowie, konsultacji szukamy jedynie podpowiedzi rozwiązań,
które możemy zastosować, nie obwiniając się, zrzucając ewentualne konsekwencje na
innych.
Zapominamy często o naszym egoizmie i niekiedy rzeczywiście staramy się obserwować
świat pozornie obiektywnie, stosując w swych zachowaniach litość, współczucie, czując
cheć i potrzebę niesienia pomocy. Zapędzając się jednak w pułapkę własnej obłudy w
końcu zauważamy jak bardzo mogliśmy się pomylić.
Pomagamy, gdyż boimy się, że i nam kiedyś, ktoś może nie udzielic pomocy. Litujemy
się, bo obawiamy się braku litości w stosunku do nas, gdy sami nie będziemy mogli
poradzić sobie z życiem. Współczujemy ot, dla poklasku, bo tego własnie się od nas
wymaga. Czegoś na pokaz, czegoś subiektywnie szczerego i powszechnie akceptowalnego.
Wymaga się od nas „normalności”.
Sadystyczne wręcz ograniczenia, które nakładamy na siebie sami i które nakłada na nas
od najmłodszych lat społeczeństwo dają w dorosłym życiu współczesnego człowieka owoc
niespełnienia, niedosytu, stłamszenia i frustracji. I… całe szczęście, bo co
stałoby się, gdybyśmy poznali ogólną prawdę o sobie?
Gdyby nie ograniczenia moralne, etyczne, kagańce stworzone przez wielowiekowy dorobek
filozoficzny, społeczny i kulturalny przez ludzkość sobie samej, nie moglibyśmy
nazywac się przecież ludźmi. To właśnie jarzmo wymaganych zachowań, konwenansów i
zasad świadczy o naszym humanitaryzmie, o naszym zrozumieniu potrzeby
samodoskonalenia, wbrew podstawowym instynktom i wbrew samej naturze.
Coetzee, podobnie jak my, zdaje sobie sprawę z rys, pęknieć, okrutnych wycieków
agresji, egoizmu, zezwierzęcenia na tak cienkiej jeszcze skorupie samoograniczeń
otaczającej czarne jądro natury współczesnej ludzkości. Ukazuje implikacje wojny
takie, jakimi są. Ukazuje konsekwencje zerwania z przyjętymi normami i głębokie
blizny, które pozostawiają one w świadomosci tych, którzy musieli tego zerwania
doświadczyć.
„Ciemny kraj” to studium okrucieństw zadawanych nam przez nas samych. Okrucieństw o
tyle gorszych od samokontroli i nałożenia na siebie konkretnych barier, o ile tylko
jesteśmy sobie w stanie wyobrazić…
Liberate tute me ex infernis.
John Maxwell Coetzee (ur. 1940 w Kapsztadzie) – pisarz południowoafrykański, obecnie
obywatel i mieszkaniec Australii, laureat Literackiej Nagrody Nobla (2003). Autor
prozy psychologicznej silnie inspirowanej egzystencjalizmem oraz prozą poetycką,
nieraz porównywany z Josephem Conradem oraz Gabrielem Garcíą Márquezem. Oprócz
Nagrody Nobla, jako pierwszy twórca otrzymał dwukrotnie najbardziej prestiżową
nagrodę literacką dla literatury anglojęzycznej, Bookera – w 1985 i 1999.
ja się od kilku dni zabieram za „Czekając na barbarzyńców”