Furia – recenzja
Mel Gibson może przebierać i wybierać role i filmy, w których zagra. Czy jednak Furia w reżyserii Martina Campbella była dobrym wyborem tego aktora? Niekoniecznie.
Furia to thriller sensacyjny, którego oś akcji opiera się na poszukiwaniach mordercy i przyczyn śmierci Emmy Craven. Mel Gibson w roli zdesperowanego policjanta przypomina nieco bohatera „Godziny zemsty” (nawet plakaty obu produkcji są bardzo podobne). Trochę zmęczony, czasami impulsywny, jednak w gruncie rzeczy dobry i pragnący poznać prawdę.
Opowieść jest teoretycznie zagmatwana, mamy spisek wielkiej korporacji, broń atomową, walczących „zielonych”, skorumpowanych polityków. Jednak z czasem wszystko dość łatwo rozwiązuje się. I gdyby nie rola drugoplanowa Ray Winstone wcielającego się w Jedburgha, „czyściciela”, o Furii dość łatwo można by zapomnieć. Winstone przyćmiewa Gibsona, jego bohater jest bardziej skomplikowany, a jego zachowanie, praktycznie do końca filmu, podporządkowane jest tylko jemu wiadomej logice.
Recka ok…
Tak jak pisze film ze średniej półki.Jeżeli wyjątkowo Wam się nudzi to zobaczcie go, lepsze to niż powtórki w TV…