Dorwać byłą – recenzja

Jennifer Aniston, która gra w omawianym filmie dziennikarkę po nieudanym małżeństwie, nie jest może pięćdziesięciolatką, ale ma chyba świadomość, że czasy Rachel z kultowych „Przyjaciół” bezpowrotnie minęły. Mimo to całkiem przyjemnie ogląda się ją, gdy w dopasowanej do talii sukience z dużym dekoltem przemierza redakcyjne korytarze i tropi afery kryminalne. Jedna z nich zaprowadza ją za kratki. Pani reporter w imię wyższych celów zawodowych nie zjawia się na rozprawie, na której miała być sądzona za napaść na policjanta. Sądownictwo zaczyna ją ścigać, podobnie zresztą jak jej były mąż , łowca nagród (Gerard Butler). Nie zważając na sentymenty, chce za jej schwytanie zainkasować pięć tysięcy dolarów.
Dobrze wiemy, jak tak zarysowana historia powinna się w komedii romantycznej skończyć. Zanim jednak para zejdzie się na nowo mamy do czynienia z nieustanną bieganiną, pościgami i – rzecz jasna – obelgami, których Aniston i Butler sobie nawzajem nie oszczędzają. Nicole przez większość filmu jawi się nam jako seksowna żurnalistka na tropie wielkiego spisku, Milo to z kolei zadufany przystojniak z giwerą w ręku. Uczucie odżywa stosunkowo późno, ale może to i dobrze – przynajmniej jest się z czego pośmiać.
„Dorwać byłą” pochwalić można za całkiem niezłe tempo akcji i kryminalny wątek, który towarzyszy i łączy głównych bohaterów. Dzięki temu odrywamy się trochę od sztampowych komedii romantycznych. Mamy zbrodnię, strzały, wraki samochodów i mało ckliwych scen między Nicole a Milo. Ciekawe są charaktery drugiego planu – zarówno filmowa matka Aniston, jak i jej nowy adorator wzbudzają szeroki uśmiech na twarzy.
Przyjemnie ogląda się także samych Aniston i Butlera. Mimo że dla wielu z nas pozostaną na długo Rachel Green z „Przyjaciół” i królem Leonidasem z „300”, to z roli w komedii kryminalnej wywiązują się nieźle. Nie dość, że oboje są urodziwi, to momentami naprawdę zabawni.
Reżyserii „Dorwać byłą” podjął się Andy Tennant, który o miłości na wielkim ekranie opowiadał nam już niejeden raz. To za nim stoją takie obrazy jak „Anna i Król” z Jodie Foster czy „Dziewczyna z Alabamy” z Reese Witherspoon. Tym razem nie tworzy odkrywczego dzieła, ale z pewnością przyjemną i często śmieszną opowieść o ludziach, którzy są sobie przeznaczeni mimo że los przez chwilę chciał inaczej. Być może jest tu jakaś wskazówka dla tych, którzy są obecnie na miłosnym zakręcie?